Cześć.
Był silny wiatr, ponad 6 m/s. Po paru lotach jak zwykle pstryknąłem HOLD-a aby lądować autosem.
Tylko tym razem ten autos był jakiś dziwny. Model leniwy, taki jakiś przymulony, zadziera mocno i nie chce płynnie opadać.
Dałem drąga na maksa w dół aby nabrać ile się da energii w wirnik. Jakoś w końcu go posadziłem.
Na ziemi po dodaniu gazu wirnik nie chce ruszać. Aha (myślę sobie)... może spadła zębatka... Tylko jakim cudem jeżeli naciąłem wał pod pchełkę blokującą...
Po krótkich oględzinach okazuje się, że wysiadło łożysko jednokierunkowe. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności trzymało dopóki chodził silnik, kiedy włączyłem HOLD-a do autosa łożysko nie wysprzęgliło tylko zakleszczone kręciło się z wirnikiem i silnikiem pokonując jego "kompresję" magnesów. Oto efekt:



Łożyska wału też się rozsypały przy okazji szlifując gniazda. Nie jest źle bo naprawa sprowadza się tylko do wymiany łożysk.
Dlatego dziękowałem sobie w duchu, że łoiłem wcześniej te cholerne autosy wiele razy. I to też chyba było przyczyną zbyt szybkiego zużycia wolnobiegu.