Jak to powiedzial Artja "powoli wracamy do normy".
Ladowanie z pustym bakiem bylo poprostu cudne!
Lata i lata... No dlugo latal, ale lata to lata!
Nagle silnik milknie...
"O qrwa..." mysle i goraczkowo patrze w niebo...
Kiedy zlokalizowalem model po poszukiwaniach trwajacych ulamki sekund, i zobacyzlem jak sie zachowuje wiedzialem juz ze ladowanie bedzie miekkie, bo awionika dziala, poprostu zgasl silnik.
Chwila wyczekiwania ... i jest! Piekny mieciutki autosik, bez zadnych strat.
No to teraz ... pytanie czemu zgasl...
Heh... no Artja juz spalil czemu:>:>
Paliwo wylatane do ostatniej kropli, hehehe...
KURRRRRWA!!!
Tak sie lata na Ragulach!!!
Ja tez sie wylatalem... duzo latalem ... duzo i dlugo!
Tak jak kiedys, zupelnie jak kiedys...
I nie za duzo popsulem.
Polamalem smiglo w Skipperze (tak jest!) - manewr touch'n'go wyszedl mi troche za twardo i wierzyczka z silnikiem tak sie przygiela, ze smiglo zawadzilo o kadlub.
Ale to nie koniec! Ze smigla ulamaly sie koncowki w miare symetrycznie, wiec samolot stracil troceh ciagu ale dalej chcial leciec!
Tyle ze zauwazylem, ze nie mam steru wysokosci.
Wiec pozwolilem mu lagodnie opasc plasko na zaorane pole (wygladalo to jak ladowanie) i wtedy dopiero zobaczylem, ze zlamal sie tez orczyk na SW a popychacz wdziecznie sobie dynda zwisajac z serwa.
No i odstawiam przecinaka na hangar.
Lozyska w silniku niestety juz calkiem rozsypane.
Od nowosci mialy luzy, ale na HK chwalili je jakie to twarde, niesmiertelne i pancerne....
Moze i takie byly, ale woda z piachem robia swoje.
zanim rozsypia sie w locie - wymienie.
Silnik dostanie porzadne polskie lozyska... a moze nawet na EZO sie szarpne... a co!
Poza tym wszystko bez zadnych strat i bez zadnej awarii!
Cudowny dzien modelarski!