Carson pisze:Powitac!
To rozsądne podejscie i dzieki temu flota nie spuchnie do takich rozmiarow, ze bedziesz sie potykal o modele, przed wyjsciem na lotnisko bedziesz sie zastanawial czy wziac wszystkie czy tylko pare, a jesli pare ktore dokladnie.
Carson pisze:Niektorzy nawet uwazaja, ze dobrze jest miec dwa identyczne modele
Tak, ale..
Muszą one być po pierwsze naprawdę identyczne (serwa, łopaty, FBL, wszystko!!), po drugie IDENTYCZNIE ustawione i nie sprowadza się to tylko do identycznych parametrów w Brainie. Takie detale jak odrobinkę różnie ustawione tarcze sterujące powodują zauważalnie różne reakcje na stery...
.... a co do zasady sens posiadania dwóch identycznych modeli jest jeden:
Jak rozbiję, to nie tracę czasu na naprawę, tylko dalej latam. Tym samym modelem.
A dlaczego tym samym?
NO bo .... taką tezę wysnuł kiedyś Kula i ja się z nią zgadzam, jest to istotne głównie na etapie na którym ktoś się dużo intensywnie uczy: Największe i najszybsze postępy robi się latając JEDNYM modelem, przez dłuższy czas (u mnie ten etap już dawno za mną - umiem już absolutnie WSZYSTKO ...
.... co jest w zasięgu moich możliwości
)
Tak czy siak, ja np. po odbudowie, czy też remoncie związanym z normalną eksploatacją, za każdym razem, gdzieś tak dopiero przy 6 pakiecie mniej więcej czuję model, a gdzieś tak po 30 pakietach, czuję się w niego naprawdę wlatany.
Jeśli co chwila zmieniam modele którymi latam to tak naprawdę sam sobie utrudniam, bo świeżych rzeczy, które mniej więcej wiem jak zrobić, nie odważę się wykonać na modelu którego nie czuję.
Dodatkowy bonus z posiadania dwóch takich samych modeli to wspólna baza części zamiennych.
W praktyce jednak... nie ma cudów: Jak rozbijesz model, to musisz go naprawić i ile razy rozbijesz, tyle razy musisz naprawić. Różnica jest tylko taka, że mając dwa modele, możesz rozbić dwa razy pod rząd.
Więc u mnie ostatecznie wygrał schemat w którym mam jeden model do codziennego latania. Z części które leżą w hangarze mógłbym złożyć jeszcze jeden, ale nie robię tego.
Drugi mam do latania spokojniej, rzadziej i od święta, do niego nie mam części i jego po prostu nie wolno mi rozbijać.
Carson pisze:Ale im wiecej masz sprzetu, ktorym aktywnie latasz tym wiecej idzie czasu i kasy na naprawy.
No właśnie... poza tym wyobraź sobie jeszcze jedno: załóżmy, że masz ... nie wiem... 7 helikopterów. Latasz nimi tak długo, aż Ci się skończą.
I co potem?
POtem musisz naprawić .... siedem helikopterów... Łokuźźźźźwa....
Znam co prawda takich co tak robili, to znaczy w sumie to jednego takiego znam (Tymina tak robił na samym początku, miał pięć protosów 500, co dzień wszystkie rozbijał i co noc wszystkie naprawiał - tak przynajmniej opowiada) ...
... ale nawet jeśli nic tu nie koloryzuje (co w sumie nie wiem), to kto zna choćby jeszcze jednego takiego wykręta jak Tymina...
mikegsx400 pisze:Ma powiedzieć tak:
"Jeb@ć Chińczyków, wznawiam produkcję!"
Na koniec dodam jeszcze jedno i niech to będzie moja osobista rozkmina z którą za chujca nie wiem co zrobić...
Bo z helikopterami sprawa... wcale nie była prosta, ale ostatecznie po 10 latach doszedłem do stanu który mam i jest OK.
... ale ja jeszcze latam samolotami...
Kuźwa i też bym chciał mieć JEDEN samolot, no dwa, góra trzy.
... a tu się tak nie da!!! KUźwa, nie da się i już!!
Bo tak:
- przydałaby się jakaś niezbyt zobowiązująca platforma do FPV. W tej roli najlepiej sprawdza się Beta/Bixler czy to którą to tam ja wersję tego samego mam. Dobra - ten temat zamknięty.
- Przydałaby się choćby jedna delta. - jest, Zeta-80
- Przydałoby się coś do względnie szybkiego zapierdalania - jest DogFighter.
- przydałby się szybowiec do wożenia się po niebie w trybie leniwca - Jest Ranger.
- Niby nie lubię akrobatów, ale jak patrzę jak Kamilos lata tą swoją Extrą, to też by się taka przydała.
- Twinstar - prawie nim nie latam, ale fajnie jest mieć chociaż jednego dwusilnikowca.
- Dwupłatowiec... Aktualnie nie mam żadnego, ale przecież wiadomo, że będę miał, bo muszę mieć, bo dwupłatowiec to było pierwszy samolot jaki na żywo widziałem w życiu, moje pierwsze dziecięce jeszcze skojarzenie ze słowem samolot - wręcz synonim... nie ma aktualnie żadnego godnego następcy Gemini, dlatego żadnego dwupłatowca nie mam, ale to kwestia czasu.
- Bushplane... MIałem... sprzedałem - źle zrobiłem, bo też pasowałoby jakiegoś mieć.
- Hydroplan - miałem Skippera, też sprzedałem i też źle zrobiłem, więc na bank znowu kupię (z tym, że to akurat nie problem, bo Skipper będzie z całym swoim własnym zestawem RTF stacjonował w Lidzbarku, bo tylko tam mam miejsce, czas, warunki i ochotę latać nad wodą).
- Do tego wszystkiego dochodzi taka myśl, że w sumie to już naprawdę, ale tak naprawdę czas najwyższy odkleić się od tych wszystkich pianek i zacząć mieć jakąś konstrukcję, chociaż jedną... na początek - tu widzę miejsce dla dwupłatowca, albo bushplane'a...
- ... ale co bym z nich nie wybrał - będzie musiało wyprzeć Twinstara z floty... No a jak to tak... Pozbywać się flagowca? I to jeszcze takiego co to już kiedyś chciałem sprzedać, ale Kasia się nie zgodziła...??
- O ESiAkach w sumie mógłbym nie wspominać, bo mam jednego, jego przyszłość jest już z grubsza określona (prawdopodobnie polegnie jeszcze w tym sezonie w jakimś kombacie na Regułach) i ... dobra, koniec, więcej ESiAków mieć nie planuję.
Więc to z grubsza wychodzi, że żeby być ukontentowanym, muszę mieć ... DWANAŚCIE (!!!) Dwanaście samolotów.
Do tego wszystkiego, każdy samolot, jak na złość zajmuje miejsca tyle co trzy albo i cztery helikoptery, a chata z gumy nie jest...
A! I jeszcze jakaś makieta liniowca by się przydała... najlepiej Dreamlinera, albo JumboJeta. Bo zawsze chciałem mieć...
To trzynaście.
... i co robić... jak żyć...