Juz mialem w watku Palacowym zadac pytanie, czy za pierwszy dzien sezonu moge uznac dzien, w ktorym pierwszy raz danego roku pojechalem na lotnisko na szybko po pracy i wylatalem kilka pakietow...
... ale moze i dobrze ze takiego pytania nie zadalem... Jeszcze wywolalbym kolejna, pewnie jak zwykle mila i sympatyczna na tym forum, ale nie wiele wnoszaca przepychanke... Bo zaraz pojawily by sie glosy, ze sezon trwa caly rok... Albo wlasciwie to nie, bo tylko w latem, a ze czasem lata sie poza sezonem to inna sprawa i tak dalej i tak dalej...
A w sumie to czniać te pierdoły!!
Moje przemyslenia na dzis to bardziej poszukiwanie odpowiedzi na pytanie "Ile to dla mnie znaczy?" "Czym to dla mnie jest?"
Kiedy zbieralem sie juz z lotniska, z bananem na ryju takim jakiego dawno nie mialem, po udanym wylataniu 6 skromnych pakiecikow, postanowilem, ze skoro juz tak łądnie mi poszlo to jeszcze rozloze sobie krzeselko jak gosc posiedze chwile w tych pieknych okolicznosciach przyrody.
Zrobiwszy to wyciagnalem z kieszeni komorke na ktora akurat wpadl krzepiący moja zbolałą ostatnimi czasu dusze mail od zyczliwej osoby.
W mailu byla taka oto anegdotka:
Psycholog podczas wykładu na temat zarządzania stresem przeszedł się po sali. Gdy podniósł szklankę z wodą, wszyscy pomyśleli że zaraz zada pytanie “czy szklanka jest w połowie pusta czy pełna”. Zamiast tego, z uśmiechem na ustach, zapytał “ile waży ta szklanka?”.
Odpowiedzi były różne, od 200 g do 0,5 kg
Psycholog odpowiedział: “Nie jest istotne ile waży ta szklanka. Zależy ile czasu będę ją trzymał. Jeśli potrzymam ją minutę to nie problem. Gdy potrzymam ją godzinę, będzie mnie boleć ręka. Gdy potrzymam ją cały dzień, moja ręka straci czucie i będzie sparaliżowana. W każdym przypadku szklanka waży tyle samo, jednak im dłużej ją trzymam tym cięższa się staje.
Kontynuował: “Zmartwienia i stres w naszym życiu są jak ta szklanka z wodą. Jeśli o nich myślisz przez chwilę nic się nie dzieje. Jeśli o nich myślisz dłużej, zaczynają boleć. Jeśli myślisz o nich cały dzień, czujesz się sparaliżowany i niezdolny do zrobienia czegokolwiek.”
Dziś odłożyłem szklanke.
Ręka jeszcze boli, ale juz odpoczywa...
Jakies 10 lat temu razem z moja ówczesna dziewczyna postanowilem rzucic palenie.
Podeszlismy wtedy do tego tak, ze wiaodmo bylo ze sie nie uda - ot poprostu postanowilismy poprostu przestac palic od Nowego Roku.
Byl to najglupszy pomysl na jaki moglismy wpasc, a owczesny Nowy Rok, byl jednym z najgorszych dni mojego Zycia...
Kiedy w koncu pod koniec dnia postanwolismy ze chuk z tym rzucaniem, idziemy do kiosku po fajki i sobie zapalilismy.... Dziiiiizas....
Nagle świat sie do nas usmiechnal!!
Poczulismy ze oto znowu zyjemy!!
Dzis po wylataniu tych szesciu pakiecikow czulem sie dokladnie tak samo.
Czym wiec jest dla mnie to RC-heli?
Uzależnieniem?
Nałogiem?
Przyzwyczajeniem?
Z pewnoscia nie jest to zwykle hobby.
A od fajek rozni sie tym, ze jest.... nieszkodliwe:)
A kosztuje, w perspektywie dluzszego czasu i uwzgledniajac dzisiejsze ceny fajek, pewnie nawet mniej niz te fajki:)
Tyle... Tyle udalo mi sie wymyslic i tym sie niniejszym dziele.
A tymczasem zabieram sie za struganie kombata...
(straszne brzydactwo mi z niego wyjdzie, juz to wiem i specjalnie mnie to nie dziwi, bo specjalnie zdolnym plastykiem (czy to rzeźbiarzem czy malarzem nigdy nie bylem), ale nie ważne - byleby dobrze latał )