jeeezuuuu.... Ty na pewno jesteś facetem?
Bo mówi się, że facet to rozróżnia w najlepszym razie 16 kolorów i koniec...
Ja bym powiedział, że 16 plus każdy ewentualnie może być z jakimś przymiotnikiem, czyli w sumie 32, ale to się wydaje za dużo, a co najmniej za dużo, żeby je nazywać.
16 to maks. Powyżej tego kolory rozróżniamy - owszem, ale żeby je nazwać, trzeba używać notacji RGB, (czyli czarny to 000000, biały to FFFFFF i tak dalej)
Jak słyszę jakieś nazwy takie które wymieniłeś to ... normalnie od razu wiem, że rozmawiam z kobietą.
.... i tu, tak trochę bardziej serio: to nie seksizm: kobiety statystycznie dużo lepiej rozróżniają kolory niż faceci. Mają w siatkówkach oczu więcej czopków. Z tego powodu, akwaryści jak robią testy wody, wyniki dają do interpretacji (gdzie trzeba porównać kolory i ich odcienie z wzornikami) swoim TŻkom, albo córkom/siostrom/mamom - kogo kto tam żeńskiego w swoim pobliżu ma.
Prawdopodobnie, kwestia ułomności w nazywaniu kolorów wśród facetów to pokłosie tej różnicy w anatomicznej.
Kto np. wie co to za kolor "Fuksja" ?!?! Ja ni whoy nie wiem.
Wiem jaki to jest różowy i tyle.
A Fuksja to taki różowy kwiat. end of story.
Podobnie brzoskwinia.... Pomarańczowy to wiem. I brzoskwinia jest owocem koloru pomarańczowego, tak jak i pomarańcza.
...
Więc resumując: biały, czarny (pomijając akademickie dyskusje czy to są kolory czy nie), czerwony, żółty, zielony, niebieski, brązowy, szary, różowy, filetowy, i do tego przymiotnik lub dwa: jasny, ciemny, jaskrawy, blady, oczojebny (czyli po staropolsku fluo), trochę, bardzo .... i tyle....
No jeszcze srebrny i złoty.
....
Harlequin? To takie książki były w latach '90. Takie romansidła. W Ruchach to sprzedawali.
