Myślę, że to kwestia też wymagań co do samego lotu.
Ja przed pierwszym lotem FPV na jaki sie odważyłem, byłem BARDZO bogaty w doświadczenia teoretyczne. Ileż to ja się naczytałem i nasłuchałem co to może się zdarzyć... ze źródeł różnych, w tym jednak najwięcej z pierwszej ręki, czyli od Artji.
Znałem też wymagania i oczekiwania Artji.
Wiedziałem na co mnie stać i stwierdziłem, że moje założenia są takie:
1. latam w zasięgu wzroku, czyli maksymalnie w promieniu 500metrów, w praktyce nie dalej niż jakieś 300.
2. Nie przelatuję ani nawet nie zbliżam się do budynków, dróg, drutów, torów itp.
3. Jedyna automatyka na jaką się skusiłem to failsafe w odbiorniku, który ustawiony jest tak, że, zaciąga drążek na jaja i gasi silnik. To powoduje, że samolot spada z grubsza pionowo w pięknym korkociągu nie czyniąc żadnych większych szkód nawet sobie, jest prawie nie możliwe, żeby spadł na dom/samochód/człowieka, a gdyby nawet to prawdopodobnie przy swojej masie też dużych szkód nie wyrządzi.
To były założenia które przyjąłem na samym początku, jeszcze długo zanim pierwszy raz dotknąłem się do pierwszego FPV.
Przyjąłem je mając w głowie wszystkie doświadczenia, próby i błędy, sukcesy i porażki Artji, którego np. pierwsza wycieczka FPV odbyła się ... tak jak moja w sumie, na totalnego partyzanta, tyle, że Artja dostał takiego zacieszu, że leciał leciał leciał przed siebie aż się wszystko urwało.
W tym momencie poszliśmy dwiema drogami.
Ja przyjąłem politykę: nie latam daleko i koniec.
Artja przyjął politykę: Latam daleko, więc potrzebuję: Autopilota, RTH i tak dalej.
To po prostu zupełnie inne latanie.
Nie wyobrażam sobie realizowania takiego latania jak Artja może bez tych wszystkich urządzeń, bez dobrze działającego RTH, GPSa, kompasu i w ogóle całego tego ustrojstwa podpierdolonego z jakiegoś airbusa chyba:)
Ja nie mam nawet OSD.
Przydało by się może... no ale nie mam.
A jeśli przepowiednie Artji się sprawdzą i zapragnę LongRange, to z dużym prawdopodobieństwem pójdę na łatwiznę (chociaż niestety drożyznę) i wybiorę DJI.
To już inna bajka, ale latałem trochę ostatnio Artjowym Mavickiem i jedno co trzeba przyznać to to, że lata się bajkowo.
Trzeba tylko nauczyć się latać tak, żeby było ładnie, bo latanie ... TFU!!! Przemieszczanie i obracanie tego dronga w przestrzeni ma się nijak do latanie czy to helikopterem czy samolotem.
A to co dla mnie jest ważne, to lot musi wyglądać ładnie, naturalnie.
A żeby tak wyglądał - trzeba się nauczyć odpowiednio manipulować.
Ale to się da zrobić i nie jest to trudne.
A druga bezapelacyjna rzecz jest taka, że do poszukiwania zaginionych modeli czy strzelania filmów / fotek z powietrza nie ma szans na cokolwiek lepszego niż dronek DJI.
Kwestia tylko który i za ile kasy.
No bo jak zacząłem patrzyć na możliwości tego MAVICa to na dzień dobry widzę jedno ograniczenie, które mi by przeszkadzało, a jest nim brak jakiegokolwiek ZOOMa w kamerce.
Mogę podlecieć bliżej - OK, mogę, ale czasami mogę z dowolnego powodu nie chcieć tego zrobić.
No ale - wiadomo - to już jest tylko kwestia wielkości wiadra z pieniędzmi które na ten sprzęt poświęcę, bo zabawki te do tanich nie należą.
Ale teraz wracając do meritum: Zobacz, taki Mavic. Jest to dosłownie szał chuja pod względem złożoności i skompolikowaności w porównaniu nawet do najbardziej zaawansowanego Artjowego samolotu.
Kosmos!
Przepaść.
A nikt mu niezawodności nie odmówi i myślę, że wszyscy łącznie z Artja, gdybyśmy mieli obstawiać co jest bardziej niezawodne mając do wyboru moje skrzydełko, Artjowego Pingwina alias AWACSa, Mavica by DJI, to wyszłoby to mniej więcej tak:
1. Mavic by DJI
2. przepaść wielka jak trzysta milionów USD
3. mniej więcej ex aequo moje skrzydełko i Artjowy AWACS (które skąd innąd między sobą, swoją skomplikowalnością i złożonością też różnią sie przecież diametralnie).
Teraz wracając jeszcze tylko na chwilę do mojego skrzydełka. Bo cała ta moja "polityka" wszystkie te założenia wynikają z tego, że ja jestem zwolennikiem rozwiązań prostych, wręcz ascetycznych czasami.
Oczywiście wcale nie jest tak, że to jest tak proste, że już nic mnie zaskakuje i niczego się przy tym nie uczę.
Nie nie, uczę się jak najbardziej i zaskakuje mnie wiele rzeczy, szczęśliwie jak do tej pory bez żadnych poważnych wpadek.
1. Mój failsafe - działa. Dowiedziałem się tego latając do granicy zasięgu RC jeszcze na starym odbiorniku, gdzie zasięg rc był dużo mniejszy niż zasięg video (odbiornik parkflyerowy, więc nic dziwnego). Model na granicy zasięgu zachowywał się dokładnie tak jak się zachowywać powinien, a jego zachowanie stanowiło RED ALERT: "blać WRACAJ!!!!"
Wróciłem.
Udało się.
2. Latając w sobotę za Żyrardowem i będąc daleko od jakiegokolwiek lotniska pozwoliłem sobie polatać wysoko. Nauczyłem się kolejnej rzeczy: Koniczynka ma kiepskie pokrycie w dól.
Latając pionowo nad swoją głową traciłem obraz już na wysokości jakichś 100 - 150 metrów (na oko).
Wystarczyło odlecieć kawałek dalej i obraz wracał.
Wystarczyło też obrócić kamerkę (zamontowałem ją na serwie), żeby patrzyła w dół i obraz miałem jak żyleta jeszcze duuużo dużo wyżej.
(bo antenka obraca się razem z kamerką).
No i ... tak oto... to wszystko wygląda.