Gdzieś przewijały się foty Braina z urwanym portem USB. Jakby to co nie jest koniec świata, można to naprawić.
To chyba najpopularniejsza usterka tych systemów. Wynika z tego że:
1. Ludziska wpychają na siłę wtyczkę na odwrót, bo port jest mało widoczny i brakuje na wierzchu grafiki przypominającej jak tkać wtyczkę
2. Gniazdo jest lutowane wyłącznie powierzchniowo - nie ma zaczepów zagłębionych w płytkę, jak w przypadku praktycznie każdego telefonu, czy innego sprzętu z tego typu portem USB, które widziałem od środka. Nie rozumiem tej decyzji, ale na myśl przychodzi mi jedynie tańsze wykonanie, albo ograniczenia technologiczne producenta z którego korzysta(ło) MSHE.
Na szczęście dostęp do gniazda jest dość bezproblemowy i jeśli pady lutownicze nie zostały oderwane od pytki to można wstawić nowe (błyszczące i ciasne) gniazdko. Jeśli wygląda mniej-więcej tak, to jest nadzieja:
Chodzi o to, że nie widać nigdzie gołego laminatu, tylko jest cyna. Szczególnie ważne jest żeby te małe pola sygnałowe nie były urwane - wtedy robi się rzeźba nie warta świeczki. Bez jednego czy nawet dwóch tych dużych pól można sobie poradzić, tylko trzeba port po lutowaniu jakoś dodatkowo przykleić i obchodzić się z nim po dżentelmeńsku.
Wstawienie portu lub jego wymiana jest w tej sytuacji dość proste. Trzeba jedynie delikatnie przerobić standardowy 5-pinowy port odginając wspomniane wcześniej zaczepy na boki, tak żeby zatopiły się w polach lutowniczych. Dmuchamy powietrzem et voilà: