Postautor: Kowal » 2 kwie 2018, o 22:07
Poranna pobudka, trzeba się trochę ogarnąć, każdy z nas dwóch spał krótko, w nocy było dużo rozmyślania i nerwów. Ciężko było spać, dzisiaj mamy lecieć..... Jesteśmy na lotnisku, gdzieś we Francji. Spaliśmy na lotnisku, w domku dobudowanym go hangaru. Jeszcze wieczorem chodziliśmy do hangaru oglądać samolot.
Wstaliśmy. Trzeba było ogarnąć trochę rzeczy, coś tam porobić. Nadeszła pora obiadu, żołądek daje o sobie znać. Jedziemy do knajpy. Knajpa niby spoko, chińska. Dają menu, coś tam wybieramy, ale każdy z nas nagle stracił apetyt, staliśmy się małomówni, znajomi się śmieją i nie wierzą, że to nerwy…. Powoli dociera do nas, że dzisiaj trzeba jest TEN dzień. Trzeba wsiąść i pchnąć manetkę do przodu. Każdy z nas ma jakieś tam doświadczenie na samolotach. Oczywiście należy pominąć liniowe. Obydwaj latamy na 737 w ramach roboty. Obydwaj też zamiast filmów porno oglądamy filmy o starych samolotach – warbirdach. Godziny spędzamy ze sobą na telefonie, żony mówią, że jesteśmy kochankami…… Każdy z nas coś tam polatał na małych, ja koło 2tyś h, kumpel trochę mniej. Koło 1 tyś. On ma doświadczenie na warbird’ach, ja żadnego. Z restauracji wychodzimy prawie smutni, znajomi się śmieją. Wracamy na lotnisko. Każdy z nas myśli - może pogoda się zepsuje i nie trzeba będzie latać? Szlag, poprawia się….. Podstawy poszły w górę, wiaterek żaden…..
Otwieramy drzwi hangaru, w środku stoi 2,5T z silnikiem 1450KM doczepionym do samolotu. Wyciągamy samolot na zewnątrz. Wsiada właściciel, trzeba zakołować pod „bezetkę” - zatankować samolot. My coraz bardziej niespokojni, chyba trzeba będzie lecieć. Ufff silnik przelany i nie można odpalić przez dłuższą chwilę – może uda się nie polecieć……..
Ostatecznie fura została zatankowana, wsiada kumpel. Odpala. Obydwu nam trzęsą się nogi, do tego francuzi są średni w angielskiej korespondencji. Ja trzymam jedno radio, znajomy drugie – jest francuzem, ale dobrze gada po angielsku. W razie czego będziemy się wspomagać. Motor pracuje, samolot kołuje do startu. Wjeżdża na pas. Żelazna zasada na tych samolotach, z powodu ogromnego silnika moc daje się bardzo powoli, przy małej prędkości i bez skuteczności steru kierunku moment obraca samolot…. Słychać, że silnik wchodzi na obroty, samolot się rozpędza. Stoję zesrany, kumpel na pasie, w samolocie. Odrywa się i powoli odchodzi od ziemi. Czuję lekką ulgę. Chowa podwozie. Znika za zakrętem, odlatuje od lotniska, żeby chwilę sobie polatać i wyczuć samolot. Idę do kibla, muszę wytrząsnąć kupę ze skarpetek. Wracam z łazienki, biorę radio gadam: „jak tam?”. Słyszę – SPOKO!!! Za chwilę fura zgłasza się na prostej i bez większych problemów ląduje. Drugi start. Drugie lądowanie kumpla poszło ok. Kołuje pod hangar i dociera do mnie – „o ku_rwa, teraz ja…”.
Wysiada, przepraszamy naszych francuskich znajomych i zamieniamy kilka zdań po polsku. Jak fura? Jak start? Jak moment? Jak lądowanie? Jak wytrzymanie? Jak z klapami? Itd. Itd.
Zakładam spadochron na dupsko i wsiadam. Kumpel stoi na skrzydle, pomaga uruchomić 30 litrowy silnik. Motor zagrał. Pasy dopięte. Daję mocy, 14 cylindrów w podwójnej gwieździe pracuje równo i samolot powoli rusza. W lewo skręca się dość łatwo, lekko dodaje się mocy i moment skręca samolot…. Przed siebie nie widać nic, kołuję powoli, tzw. Żmijką. Jak na Antonowie, z tym że Antonowa ważył 5,5t do startu i miał 1000KM. Ten samolot pusty waży ok 3t i ma 1450KM…..P51 Mustang ma podobnie mocy, ale waży 3,5t….. W Antosiu było coś widać, tutaj siedzę jak w norze. Robię próbę silnika, wjeżdżam nas pas. Blokuję tylne kółko, zerkam na parametry silnika. Kabinka uchylona do startu, na wszelki wypadek, gdyby coś się stało i trzeba było opuścić samolot na ziemi.
Myślałem, że będzie trudniej, ale pchnięcie manety przyszło dość łatwo, samolot nabiera prędkości. Używam 900-1000KM do startu, pełna moc nie jest potrzebna. Odrywam się, chwila niepewności. Jaczek niesie się nad pasem na dużych kątach, straciłem też kierunek bo za mało nogi dałem. Idę w górę, prędkość rośnie, podwozie w górę. Redukuję moc - zmniejszam ładowanie, później obroty śmigła. Samolot rozpędza się bardzo szybko. Myślę – JEST OK. Słychać szum powietrza, nie zamykam kabinki. W środku jest 30-40 st C. od silnika. Pocę się jak świnia i drę mordę bo radocha jest jak po pierwszym stosunku albo i lepiej. Lecę sobie nad jakieś pola, robię kilka zakrętów. Promień mnie zaskakuje. Próbuję ogarnąć czemu? Ano tak. Lecę 200kt (360km/h)……na ok. 50% mocy albo i mniej. Kilka zakrętów, lewo, prawo. Samolot wymaga mega poprawnego pilotażu, noga chodzi z najmniejszą zmianą mocy, z każdym wychyleniem lotki. Jak na Antonowie, lata się nogami, nie lotkami. Czas do domu, wchodzę w krąg nadlotniskowy, zdejmuję moc, samolot średnio się hamuje, podciągam trochę, wyrzucam podwozie, pomoże zwolnić. Klapy. Idę na mocy do lądowania. Maska silnika jest bardzo długa, zasłania lotnisko, pas powoli znika i trzeba jechać na to co z boku. Zniżanie dość duże, nad pasem ściągam drążek razem z nim ściągam gaz. Jaczek przyziemia, o dziwo dość miękko. Myślałem, że przywalę. Lekko hamuję. Zatrzymuję się na pasie, zwalniam blokadę kółka, zwalniam pas. Drugi start i lądowanie już z o wiele mniejszym stresem. Po locie wysiadam, zaczynamy się z kumplem przytulać i drzeć japy z radości. Lot tym samolot to lotnicze doznania jakich do tej por nie mieliśmy. Każdy z nas miał jakieś tam przygody lotnicze, awarie silnika, loty w kiepskiej pogodzie czy jakieś awarie, ale ten lot był jedyny. Jak pierwszy lot samodzielny....
Tak wyglądał mój pierwszy lot na samolocie Jak 3U Czech Ride. Słynnym z wyścigów w Reno. Nr na wyścigach – 29. Największa ŚREDNIA!!!! prędkość w Reno to 548km/h. Samolot legenda. Oczywiście dzisiaj w Reno lata się dużo szybciej, o jakieś 180-200km/h szybciej :-p.
Jaka była historia tego samolotu? Płatowiec wybudowany w Czechach jako C-11, czyli licencyjna wersja Jaka 11. Musze zerknąć w książki w którym roku został zrobiony. 1954? 1956? Został zrobiony dla armii Egipskiej. Latał w Egipcie. Później przez Francję trafił do USA. W USA został przywrócony przez Dana Mccue, po ok.12tyś h pracy do stanu lotnego w wersji samolotu Jak 3U (chociaż dla tego konkretnego modelu określenie Jak 3U nie jest w 100% poprawne, badacze pisma mogą się kłócić). Później przez Niemcy trafił do Francji. Tyle na chwilę obecną. Do tej pory wylataliśmy z kumplem na nim ~4h. Samolot chodzi za ręką, wymaga poprawnego pilotażu, daje orgazm za orgazmem i powiększa penisa o 100000%. Jest jakaś mała szansa na dalsze latanie na furze…. Śni się po nocach, a żona chce mnie z domu wywalić bo tylko o tym gadam….
Czech Ride w liczbach:
Rozpiętość: 9,5m
Długość: 8,5m
Masa własna: 2500kg
Silnik Pratt & Whitney R2000 Twin Wasp o mocy 1450KM
Prędkość maksymalna ok. 650km/h
Poniżej kilka zdjęć i filmów z udziałem CZECH RIDE!!!!! (jak jutro wstanę i się ogarnę to wrzucę swoje zdjęcia i filmy)
Z lotniczymi pozdrowieniami,
Piotrek "Kowal" Kowalski