omcKrecik pisze:Prawda - cichy jednoślad wkręca i uzależnia, ale to trzeba trochę pojeżdzić jakimś niezłym sprzętem, żeby wessało człowieka.
Też bez przesady z tym.
Nie można mieć najgorszego chłamu, ale wszystko co wystaje z tej definicji jest już OK
Mam z rowerami trochę doświadczenia.
Generalnie z rowerem byłem dosłownie zrośnięty praktycznie zawsze od małego do wczesnopełnoletniego.
Praktycznie nie było dnia, żebym w wieku pomiędzy 10 a 20 lat nie zrobił około 10 km (tak średnio). Wszędzie, dosłownie wszędzie jeździłem na rowerze. W tamtych czasach z resztą miałem z tego powodu nieźle pod górke, bo chłopaki mieli motorynki, albo komarki... i nikt nie wierzył, że ja nie mam z wyboru, wręcz darli ze mnie łacha, że mój stary ma tyle kasy a mi żadnego motorka nie chce kupić.
członek męski z nimi - było minęło.
W międzyczasie trafiło sie kilka fajnych krajoznawczych wycieczek rowerowych.
Tak czy siak roweru nigdy jakiegoś wypaśnego nie miałem.
Ot modny w tamtych czasach "góral" z grubymi oponami - niezależnie od mody całkiem niezły wybór jako że większość moich ówczesnych tras prowadziła drogami leśnymi i polnymi.
Porzuciłem rower na długie lata jak przyjechałem do DC na studia.
To była jedna z gorszych rzeczy w moim życiu które się stały - zamiast regularnie jeździć na rowerze zacząłem regularnie zasiadać przed kompem z fajkami i piwem a sportowiec ze mnie taki, ze poza rowerem praktycznie nie uznaję żadnej innej aktywności ruchowej (no może jeszcze poza pływaniem czasami... no i poza ... kameralna aktywnością ruchową ^^ )
Więc praktycznie w ciągu roku totalnie zapiździałem.
Nie zdawałem sobie sprawy jak szybko postępuje degradacja ogólnej kondycji organizmu....
Potem kupiłem samochód i na kolejnych kilka lat w ogóle zapomniałem o rowerze.
Kilka razy robiłem jakieś nieśmiałe podejścia do tematu z rowerem za jakieś 300 złotych (taka najniższa marketowa półka).
No i to była rzeczywiście porażka.
Natomiast w momencie kiedy kupiłem sobie jakieś pięć lat temu rower używany, w sklepie wygodnyrower.pl, dałem za niego coś pomiędzy 700 a 800 złotych i poczułem, że to jest to!
To było pięć lat temu. Rower do tej pory jest całkiem sprawny, ma go mój przyjaciel, bo ja w miedzyczasie przy okazji innej okazji rozwaliłem sobie więzadła w kolanach i przestałem umieć wsiadać i zsiadać na rower z męską ramą... więc musiałem go zmienić na taki typowo miejski rower z niską, babską ramą - to był jedyny powód zmiany.
Tym razem kupiłem już nówke, za niecałe 2k (no plus tam łancuch i mocny koszyk na bagażnik to mi wyszło 2 z groszami). Żaden szał i tak naprawdę to jakościowo ten nowy rower jest o półkę niżej niż ten używiec którego miałem (co nie znaczy, że jest zły - jest po prostu ciut gorszy).
Tak czy siak ani jeden ani drugi nie był żadnym wielkim szałem, a spowodowały, że z rowerem znowu się zrosłem na stałe.
Do pracy na rowerze nie jeżdżę tylko wtedy kiedy wiem, że będę się przemieszczał po kilku punktach miasta i woził ze sobą jakieś graty - wtedy czasami biorę samochód.
Jak deszcz leje od rana - jadę zbiorkomem.
Jeśli prognoza mówi, ze będzie padać jak będę wracał - jadę rowerem, bo zmoknięcie w drodze do domu mnie nie boli.
We wszystkich pozostałych przypadkach - rower, niezależnie od temperatury i wiatru.
Tiaa... ulało mi się moje życiowe rowerowe CV
Ale ... tak naprawdę to zmierzałem do tego, że to chyba po prostu trzeba lubić...